Aleksandra
Kaśków
|
Emigracja,
obczyzna, życie poza
Polską – eldorado czy
ułuda? Konieczność
czy dobrowolny wybór? A
co dalej z językiem
polskim? To dla wielu Polaków
wciąż frapujący
temat. Budzi emocje.
Swoją
historię opowiada
Aleksandra Kaśków
– Polka od lat mieszkająca
w Niemczech. Zapraszam do lektury.
Do
Niemiec zawitałam 18 lat
temu. Męża
poznałam przez koleżankę.
Zupełny przypadek. Na
początku nie miałam
ochoty mieć z nim nic
wspólnego. I tak moje
myśli biegły
wokół
jednego tematu: Niemiec – to na pewno materialista, itd....
Przyznaję się.
Myślałam
wtedy typowo, zgodnie ze stereotypem! A tu przyjechał
człowiek zupełnie
inny niż go sobie
wyobrażałam.
Nie był arogancki,
przeciwnie – wrażliwy i
uważny! Wysoki, no
powiedzmy olbrzymi.
I
tak się zaczęło.
Bo czasami życie płata
nam figle!
Początki
mojego życia w Niemczech
były potworne. Zostawiłam
dom, rodzinę, pracę,
przyjaciół.
Myślałam,
że zwariuję
na obczyźnie. Może
teraz inaczej spoglądam
na życie, ale wtedy to
była dla mnie tragedia.
Teraz,
po wielu latach mój świat
się zmienił.
Mam syna, który daje mi
radość.
Bez niego dawno by mnie tutaj nie było.
Jednak
nie jest łatwo wychować
dziecko na obczyźnie. A
już na pewno nie tam,
gdzie ludzie mają dwa,
trzy, a może więcej
poglądów
na tę samą
sprawę.
Wyszłam
za mąż
za Niemca, który nie ma
polskich korzeni. On jest ewangelikiem, ja katoliczką.
On mówi tylko po
niemiecku, ja dodatkowo innymi językami.
I
nagle tu zaczęły
się problemy. Może
nie ze strony męża,
ale ze strony jego rodziny. Dzisiaj mnie to śmieszy,
ale wtedy to był kłopot
. Prawdziwym problemem okazał
się język.
Rodzina męża
uparcie
i butnie twierdziła,
że
dziecko należy
wychowywać
tylko w jednym języku.
Oczywiście,
w ich opinii, w języku
niemieckim. Bo inaczej będą
tylko problemy! Walczyłam
z nimi, tłumaczyłam,
że
są
w błędzie,
że
dwujęzyczność
jest dla dziecka korzystna. Spać
przez to nie mogłam.
Argument, że
moja mama i siostra nie znają
niemieckiego, nie przekonywał
ich. Słyszałam:
“To
niech się
nauczą!”
Ręce
opadały!
Jaka ja wtedy byłam
samotna i zawiedziona. Ale nie poddałam
się!
Moja mama często
u nas bywała.
Ona – Polka, nauczycielka historii – jak miałaby
rozmawiać
z własnym
wnukiem? Miałaby
do mnie pretensje i żal,
gdyby moje dziecko nie znało
polskiego. Dzisiaj, kiedy o
tym myślę,
nie wiem po co to wszystko było
potrzebne. I tak rozmawiałam
z dzieckiem po polsku. Bajki, piosenki, filmy... W naszym domu nawet
kiełbaski
pachniały
po polsku! Jestem szczęśliwa
i dumna, że
mój
syn mówi
po polsku. Serce mi się
raduje, kiedy czasami słyszę:
“Dziękuję,
mamusiu!” Wiem, że
może
spokojnie pojechać
do Polski i nie będzie
potrzebował
językowej
pomocy. Będzie
umiał
kupić
sobie ukochane kabanosy, biały
ser i bigos! Potrafi
trochę
czytać,
ale – niestety- nie umie pisać
w języku
polskim. Problemem jest to, że
syn jest dyslektykiem i ortografia polska jest dla niego prawdziwym
horrorem! Język
polski zalicza się
do najtrudniejszych języków
świata
pod względem
gramatyki i ortografii. Nie umiem go nauczyć
pisać.
Ale może
jeszcze znajdę
sposób,
aby mu w tym pomóc.
I
tak mija mi życie
na obczyźnie.
A język
polski jest naszą
codzienną
mową.
I nie wyobrażam
sobie, aby mogło
być
inaczej.
Aleksandra
Kaśków
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz